Dlaczego makrobiotyka?

Ten blog to dokumentacja rewolucji jaka dokonała się w moim życiu za sprawą makrobiotyki w wersji wegańskiej. Do zainteresowania się nią skłoniła mnie przebyta choroba nowotworowa. Chciałabym podzielić się moimi doświadczeniami, pomysłami na pyszne wegańskie makrobiotyczne posiłki i rozważaniami o zdrowiu i naturalnym stylu życia.
Makrobiotyka to nie tylko "dieta", ale styl życia, sposób myślenia i postępowania. Makrobiotyka, choć niektórym może wydawać się bardzo rygorystyczna (bo przecież trzeba zrezygnować z produktów pochodzenia zwierzęcego i większości tzw. normalnego jedzenia) i trudna do zrealizowania (posiłki przygotowywane są na bieżąco i kilka godzin dziennie trzeba spędzić w kuchni), jest tak naprawdę jedną wielką przygodą. Jedzenie makrobiotyczne jest pyszne, naturalne, energetyczne, służy naszemu zdrowiu, przywraca równowagę i daje jasność umysłu. Kuchnia makrobiotyczna to pole popisu dla osób kreatywnych, które lubią eksperymentować, ale jednocześnie w życiu realizują się w wielu innych dziedzinach. Im dłużej stosujesz makrobiotykę, tym mniej zastanawiasz się co ugotować, jak skomponować posiłki, wystarczy, że interpretujesz sygnały, które wysyła ci twoje ciało i po prostu gotujesz "intuicyjnie". I każdy posiłek staje się prawdziwą ucztą.


sobota, 31 stycznia 2015

Pasztet z kaszy jaglanej, gryczanej i quinoa

Od jakiegoś czasu pasztety na stałe goszczą w naszej kuchni.
Ich przygotowanie jest proste, można je spożywać na wiele sposobów i dobrze się przechowują.

Składniki:
- po jednej filiżance kaszy jaglanej, gryczanej i quinoa
- siedem filiżanek wrzącej wody
- po łyżeczce soli, pieprzu, tymianku i cząbru
- po pół łyżeczki papryki i kurkumy
- rozdrobniony wodorost wakame
- garść suszonych pomidorów

Przygotowanie:
Wszystkie składniki wrzucamy do rondla i gotujemy 30 minut na małym ogniu.
Pod koniec gotowania dodajemy łyżeczkę miso rozpuszczoną w odrobinie wrzątku i doprawiamy 2 łyżkami sosu shoyu lub tamari.
Po ostudzeniu zboża mielimy w maszynce do mięsa z dodatkiem czosnku i natką pietruszki. Masę przekładamy do formy wyłożonej papierem do pieczenia; z wierzchu rozprowadzamy łyżką wodę i posypujemy sezamem i/lub siemieniem lnianym.
Formę przykrywamy folą aluminiową, aby zapobiec wysuszeniu pasztetu i wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do 200 stopni. Po godzinie zdejmujemy folię, zmniejszamy temperaturę do 180 stopni i włączamy termoobieg. pieczemy przez kolejne 15 minut.

Co dalej?
Pasztet można jeść tradycyjnie, czyli jako dodatek do pieczywa.
Można go pokroić w grube plastry i odsmażać lub opiekać - będzie doskonałym składnikiem makrobiotycznego obiadu lub kolacji (podajemy "na sucho", z dodatkiem dobrej musztardy, chrzanu lub sosem).
Oczywiście najprostszy sposób, czyli na zimno, też będzie dobry :)

8 komentarzy:

  1. Zapraszamy do dodania bloga w serwisie zBLOGowani! Mamy już ponad 6100 blogów z 22 kategorii.
    zBLOGowani to największy polski serwis skupiający blogi i vlogi. Czytelnikom umożliwiamy obserwowanie blogów oraz tworzenia katalogów ulubionych wpisów. Blogerzy mają dodatkowo możliwość brania udziału w ciekawych akcjach i konkursach oraz dyskusji na forum. Zachęcamy do rejestracji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie kupiłam kaszę quinoa gdyż słyszałam o jej wartościach. Może spróbuję zrobić Twój pasztet? Zapraszam do siebie http://zyciecudem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystkie te przepisy są cudowne! Jestem zafascynowana! Codziennie siedzę na tej stronie i zgapiam pomysły na fajne dania - cudooo!! :) Dziękuję! (Mam wysoki cholesterol i muszę przejść na tą dietę na stałe - dzięki temu blogowi nabrałam chęci na zdrowe gotowanie i widzę, że poza kotletem jest jeszcze życie! Jupiiii
    :)

    OdpowiedzUsuń
  4. bardzo fajny przepis, dodałam Twojego bloga do listy blogów wegetarińskich. liste można zobaczyć pod linkiem http://wega-kuchnia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny blog, fantastyczne, inspirujące przepisy, cała Twoja droga, historia, determinacja i obrany kierunek są inspiracją - czekam na więcej!:)) Zaczęłam Cię poczytywać i przepadłam. W Twoim blogu i ostatecznie w makrobiotyce. Coś tam ostatnio się zainteresowałam tematem, ale teraz to już mnie wciągnęło zupełnie. Choć kucharka ze mnie niekoniecznie wybitna, do tego totalny brak organizacji nie ułatwia mi zdrowego pichcenia, mimo tego wierzę, że to kwestia praktyki więc spróbuję swoich sił na dłuższą metę , a może i na stałe się uda.
    ps.Coś cichutko tu ostatnio,,? Działasz dalej blogowo, wszystko dobrze u Ciebie? Pozdrawiam cieplutko :*:*

    OdpowiedzUsuń
  6. Niedawno natrafiłam na tego bloga, odrazu mnie zachwycił. Bardzo dziękuję za włożoną pracę i zaangażowanie.

    OdpowiedzUsuń